Nie chcę słyszeć:
- nieeee....
-przejadło nam się...
-dopiero co strawiliśmy karpia , nie wracajmy do tego...
- przecież choinka się już sypie...
-dekoracje, czas zbierać i chować do piwnicy...
-magia wciąż trwa? ciekawe, co wyście tam pili, że tak długo was trzyma...
Tak, tak moi Drodzy,
magia Świąt wciąż nas trzyma ,
choć przynajmniej ja nawet lampki wina nie wpiłam ...
A więc będzie o Świętach, choć już parę dni od nich minęło
i będzie o Świętach inaczej- bo one tym razem były inne.
Tego roku nie daliśmy się zwariować-
powiecie pewnie :
doprawdy , a czy Święta na wariackich papierach nie były waszą domeną?
Tak, tak zdecydowanie były.
Lecz gdy do tego wszystkiego
podejdzie się z odpowiednim dystansem,
(a mnie ten dystans pozwolił stworzyć ciągle rosnący brzuszek, albo raczej już brzuchol ) ,
z odpowiednią nutą cierpliwości
( pomijając nerwowe "stópanie" z nóżki na nóżkę-
bo przecież ciągle chce mi się siusiu
i wymowne spojrzenia mojego M.
na wahania mojego nastroju ;
pytające- czy ona oszalała już do reszty, czy to te hormony? ) ,
z odpowiednią rezerwą czasu,
( oczywiście nie wliczając do tego robienia pierniczków
o 23 w nocy przed dzień Wigilii
i jakoś dziwnie złośliwej kaczki,
która uparcie chciała się spalić na czarno zamiast ładnie przypiec ),
z dużą dawką miłości i wyrozumiałości,
( chociaż choinka tego roku okazała się niezwykle agresywna i
straszliwie nas kuła nie pozwalając się przystroić,
już nie wspomniawszy o jej wyglądzie przypominającym Tuje.
No ale skoro mój M. ją wybrał...)
i z dużym zapałem ,
( nie zważając na to, że jest się chronicznie nie wyspanym, bo moja biedna czworonożna córeczka,
przeżywa jakiś atak depresji i płacze po nocach bezpodstawnie ,
nie dając nam spać.
Może nas trenuje przed wielkim startem,
albo denerwuje się na zmiany, który dotknęły nawet jej kojca)
oraz dziecięcą radością
( którą naprawdę łatwo jest odnaleźć w sobie, gdy z nosa mojego M. leci katar ,
robi jakieś zbereźne pierniki -to chyba przez tą gorączkę i pyta się mnie:
-czy możemy już wyłączyć te kolędy? Bo ileż można je już słuchać ?
Nie wspomnę , że był to dopiero 23 Grudnia).
Tak zdecydowanie te Święta były inne, bo po mimo tego wszystkiego,
ani ja , ani mój M. nie daliśmy się wyprowadzić z równowagi.
Na naszych buziach przeważnie gościł uśmiech,
a w sercach była i jest rosnąca miłość.
Bo powiedzcie mi Drodzy Czytelnicy , czy musimy być zawsze tacy idealni?
A nasze Święta muszą być jak z bajki?
Czy wszystkie okna muszą być pomyte,
zakamarki starte z kurzów a podłogi wypastowane?
Czy wszystkie dania muszą smakować ?
I czy na śnieżno białym obrusie nie może być jakieś plamy?
Święta tracą swój sens gdy nie ma w naszych sercach radości,
gdy nie gości w nich miłość, gdy bliscy są spięci.
A więc zapraszam Was na parę kadrów z naszego mieszkanka ,
w którym do teraz unosi się magia Świąt, magia Bożego Narodzenia.
Dekoracje również tego roku przeszły metamorfozę,
stało się bardziej marinistyczni-ej, stało się bardziej prościej i po naszemu-
z użyciem wyobraźni, trochę farby, barwników, kleju na gorąco, sznurka i muszelek...
Na choince zamiast łańcuchów piórek , zawisnął sznur...
Pojawiły się na niej morskie akcenty, zagościły kolory morza i plaży, muszelki i pufy ...
Nie mogło zabraknąć też sieci rybackich i rozgwiazd...
Morskie aniołki też przyfrunęły i osiadły się na jej igliwiach...
A na czubku jej przyświecała nam marynistyczna gwiazda, choć nie światłem, lecz swoją urodą...
Tą cudną wisienkę na torcie a raczej jej system mocowania stworzył z miedzi
niezawodny mój M...
Nasza agresywna Panna Choinka wieczorami jaśnieje ...
nawet koleżanka mewa okryła się szalikiem i przyfrunęła w poszukiwaniu rybek...
A tak prezentuje się Panna Zielona z resztą salonu,
gdzie swoją drogą stanęła nie dawno inna Panna-
IKEA-owska kanapa...
gdzie swoją drogą stanęła nie dawno inna Panna-
IKEA-owska kanapa...
Najpiękniejszy nie tylko od Święta, jest niewątpliwie blask świec...
I zimowe widoki za oknami..
A jak ich brak, to można samemu je stworzyć...
Dekoracja miasteczko rybackie stanęło na naszym klocu, by ubrać go w kolory...
Pojawiły się też sanki, które w oczekiwaniu na pierwszy śnieg, przystroiły się odświętnie...
Nie zabrakło również tego co jest najważniejsze, czyli Wiary w Boga, radości z narodzin Jezusa...
Nasza ściana do kryklania, oczywiście zapełniła się słowami w rytm Reggae ...
Słowami chwalącymi Pana...
A za ścianką niespodzianka, tak moi Drodzy, kącik jadalniany się przesunął i luka ,
która powstała po wybudowaniu nowej ścianki została już wypełniona.
Ale o tym dopiero w Nowym Roku...
Tymczasem obok komódki też się trochę pozmieniało,
stanęły narty niecierpliwie czekając na śnieg,
stanęły narty niecierpliwie czekając na śnieg,
a na ścianie pojawiła się nowa wersja choinki z morskich patyków...
W naszym domu nie mogło zabraknąć również całuśnej jemioły...
I pierwszej śnieżki, która co prawda z nieba nie spadła...
W naszych progach zagościł również pewien rogacz, który chwiejnie stoi na swoich nóżkach.
Dzieło rękodzielniczki z Świnoujścia zakupione na świątecznym jarmarku...
Świece otuliły nas z każdej strony swoim blaskiem i ciepłem...
Stół ubrał się odświętnie , ławeczka poczuła miętę- za sprawą nowego kolorku...
A na stole porankami pojawia się miód , herbatka i pierniczki...
Wszystko po to bym mogła zanurzyć się w lekturze...
I z pomocą Kaz Cooke nauczyć się jazdy ciężarówką...
Muszę przyznać się, przed Wami , że trafiła mi się niezła instruktorka, jest śmiesznie, pouczająco i ciekawie...
Takie leniwe poranki mój mały mieszkaniec brzuszka lubi najbardziej...
I nie wątpliwie mój Tadzik stał się amatorem pierniczków, gdyż jak je zajadam to kopie mnie radośnie,
swoją stópką - patrz zdjęcie USG
swoją stópką - patrz zdjęcie USG
Konik Morski dostał czapeczkę...
Drabinka ubrała się w świecące kule a nocą gdy nikt nie patrzył zleciały na nią morskie gwiazdki...
Pojawiło się jeszcze więcej śnieżek i blasku świec...
Balkon też się przygotował, przecież nie może być gorszy...
Są igliwia zamknięte w klatkach, by magia została z nami na dłużej...
Jest i mała żywa choineczka, która pachnie przy każdym podlewaniu...
I jak Wam się podoba nasze odświętne mieszkanko?
Czy w Waszych domach też Święta rozgościły się na dobre i
tak szybko nie chcą Was opuścić?
Czy może już za niedługo wyciągniecie pudła i spakujecie wszystkie dekoracje do piwnicy?
A jak zamierzacie przywitać nowy rok, który zbliża się już wielkimi krokami?
My będziemy oczywiście razem, na spokojnie, bez hałasu i szumu-
snuć plany
(głównie co jeszcze trzeba zmienić przed narodzinami Tadzika
w naszym mieszkanku...) i marzyć o tej chwili gdy weźmiemy naszego Synka na ręce
i utoniemy w morzu miłości...
A więc moi Mili,
wszystkiego co najpiękniejsze w 2107 roku
życzą
Caroline + Mały Tadzik z brzuszka i Piotr Ławik
PS. A jak znudzą się nam opowieści to zagłębimy się w świecie Carcassonne...
Które znaleźliśmy pod choinką :)