poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Morskie opowieści...

Uwielbiam uspakajający szum fal, spacery po plaży przy zachodzi słońca, jak lekka bryza rozwiewa mi włosy, chłód wodnych fal rozmywających się o moje stopy oraz miękki i lepki piasek, który zapada się pod moim ciężarem. Uwielbiam błysk w oczach mojego Męża i rozradowane psy szczekające i ganiające po plaży za kijem. Niestety mieszkam w Świnoujściu a tu masę spacerowiczów no i już za niedługo od Maja zakaz chodzenia po plaży z psami (tylko w wyznaczonej strefie). Czasem w nocy można złapać oddech na naszej pięknej plaży ale wiadomo nocą to coś innego. Na całe szczęście, że niedaleko  mamy taką bajkową wioseczkę, o której prawie nikt nie wie. Samochodem jakieś 8 km, nie ma takiej bezpośredniej drogi ale pieszo, lub rowerkiem o połowę mniej,

Kamminke- niemiecka wioska rybacka leżąca na wyspie Uznam- czyli moje miejsce na snucie morskich opowieści. Co prawda nie leży ona nad samym morzem, lecz nad zalewem szczecińskim, ale klimat jest tam iście morski. 


Musicie przyznać, że bajkowe klimaty 




Plaża nie jest zadbana  (czyli wygładzona itp.)
  ale dzięki temu magiczna i naturalna
I moje Buldożki mają tu także beztroski raj.
Po takim spacerku moja głowa jest pełna energii i pomysłów a więc,
zapragnęłam przenieść magię takich miejsc do mojego
 jakby nie było nadmorskiego domu.
Zakupiłam metalowe obejmy (opaski)  zaciskowe 
w sklepie budowlanym (2,40 zł za sztukę)
+
Słoiki bez wieczka (90 groszy za sztukę)

Oraz wyszukałam podczas innego spaceru porzuconą starą euro paletę,
 z której wyrwałam spróchniałą i z widocznymi śladami zużycia deskę. 
Umyłam ją  mydłem szarym z wodą i wysuszyłam, troszkę zeszlifowałam.
W domu znalazłam resztkę farby-  lakiero-bejcy kasztanowej i pokryłam nią deskę.
Gdy podkład wysechł, przetarłam go także resztką innej farby olejno-ftalowej , tym razem białej.
Deska została przecięta na dwie części. Gdyż powstał inny pomysł na jej miejsce.

W obejmach mąż wywiercił mi dziurki, wiertłem 2,5 mm.
Deseczki także trzeba było nawiercić by nie pękły i się nie rozsypały podczas mocowania do ściany.

A później pozostało tylko przymocowanie obejm, potem słoików i samych deseczek.
Najwięcej czasu zajęło mi rozgryzienie jak zacisnąć obejmy, rozłożyłam ją całkowicie na płasko... 
Co tylko utrudniło mi ponowne włożenie końca do końca, gdyż rozłożenie było zupełnie bez sensowne.
Potem kręciłam śrubokrętem i nic...  
Okazało się, że nie wsadziłam końców właściwie, jak wreszcie ulokowałam je dobrze, to wystarczyło tylko zakręcić śrubkę i dokręcać aż do ściśnięcia słoika. 
Na szczęście mój Mąż przyszedł z odsieczą  i  dokończył resztę słoików. 
Nie , żebym nie dała rady (a gdzież tam ;) ) 
niech się czuje potrzebny.


I o to taki efekt końcowy naszej wspólnej pracy. Trochę morskich klimatów przy moim biureczku.





Na koniec patyki, wygładzone przez morze i oczywiście pufa (część sieci rybackich)
wyrzucona na brzeg. 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za odwiedziny i poświęcony czas.
Jeśli podoba Ci się to co robimy to bardzo będzie mi miło,
jak pozostawisz po sobie jakiś ślad...