środa, 30 grudnia 2015

Tik, tak...



Tik, tak...Śpieszmy się...
Zegar zawsze bije, nie da się zatrzymać jego wskazówek,
czas przemija, tik, tak..

"(...) Śpieszmy się, czas się zbudzić, 
człowiek musi się natrudzić, 
na zapierdzielać,musi uczyć się i gubić. 
Śpieszmy się kochać ludzi.
Śpieszmy się nim nam zabraknie chwili,
nim czas nam powie, żeśmy nie przeżyli.
Mili, nie byliśmy, nie przeszliśmy mili nawet
czas wziąć w swoje ręce sprawę (...)"

Junior Stress & Sun El Band



Tik, tak,
czas przemija i godziny wybija.
Odmierza ostatni te z tego roku 2015.

A teraz czas na 2016
Nowy rok, nowa nadzieja- nowa szansa- 
pokój, wolność, miłość.
Let's stop all the Fight 
Wiem ciężkie czasy na takie slogany,
 być może jestem nierealną marzycielką,
 to takie banalne, nawet słyszę od innych, że naiwne.

Przypomina mi się pewna opowieść z książki "Balsam dla duszy"
Jack Canfield, Mark Victor Hansen 

Zacznij od siebie.
Na płycie nagrobkowej pewnego anglikańskiego biskupa (1100 r.n.e.) 
 spoczywającego w krypcie opactwa westminsterskiego widnieją następujące słowa:
Kiedy byłem młody i wolny, a moja wyobraźnia nie znała granic, marzyłem by zmienić świat.
Gdy wzrosłem w latach i mądrości, odkryłem, że świata nie da się zmienić,
więc przykróciłem nieco swoje zamiary i postanowiłem zmienić jedynie swój kraj.
Lecz on także zdał się niewzruszony.
Gdy dożyłem swego zmierzchu, w ostatnim rozpaczliwym zrywie,
zdecydowałem zmienić choć swoją rodzinę, istoty mi najbliższe, lecz-
niestety!-na nic się to zdało!
Teraz zaś, gdy spoczywam na łożu śmierci, nagle zdałem sobie sprawę, 
że jeśli zmienił bym najpierw tylko siebie,
swym przykładem zmieniłbym i swą rodzinę.
Przy ich inspiracji i wsparciu byłbym wstanie
naprawić swój kraj,
i kto wie, może zmieniłbym wówczas cały świat.

Anonim

Życzę Wam aby zegar 2016 roku wybijał po cichutku i powolutku każdą minutę,
by w tym czasie móc
zrealizować swoje postanowienia, marzenia i plany.
Życzę Wam aby wasz ,zegar był wyposażony w funkcję budzika,
aby obudzić Was, w tych chwilach kiedy przyśniecie,
 
byście nie przegapili szans i ważnych drogowskazów.
Życzę Wam aby posiadał także funkcję kompasu byście
nie zabłądzili,
zawsze
trafiali do celów i drugiego człowieka.
Ale przede wszystkim życzę Wam aby wasz zegar, miał funkcję stopu ...
Tak stopu, to taki magiczny przycisk, dzięki któremu
wyłączamy się z tej pogoni,
 i jesteśmy tylko dla swoich bliskich .
Najlepiej by było, żeby ten zegar był sam w sobie dla Was
niekończącą się inspiracją,
aby był w tym Waszym niepowtarzalnym stylu, który Was porusza.

Bo czas i tak przeminie ,
ale to od Was zależy w jaki sposób będziecie go odmierzać...

A co do tego odmierzania i bliskich,
przedstawiam Wam przy tej okazji- 
 zegar , którego stworzyły ręce mojego Męża,
w prezencie świątecznym dla swojego Brata i jego Żony.














Szczęśliwego Nowego Roku moi Mili
C.aro

wtorek, 29 grudnia 2015

Święta, Święta i po Świętach...

Święta, święta i po Świętach...
Nie, nie, nie...
U mnie tego roku Święta potrwają dłużej.
A tak , czemu by nie. 
W końcu się napracowałam, bardzo napracowałam...
Chciałam by wszystko było jak z bajki, 
by atmosfera tych Świąt napoiła nasze serca pozytywną energią i miłością na cały rok.
Tymczasem przygotowania zdążyły tak wyssać ze mnie energię i radość,
 że te można rzec trzy dni Świąt ,
nie zdołały zrównoważyć mojej duszy a tym bardziej natchnąć ją magią Świąt.
Ale po kolei, najpierw odbyłam dziewięciu dniowy maraton w pracy i
 to przed samymi Świętami.
A więc w domu biegałam jak głupia ,
 rano pucując, strojąc, gotując, a potem goniłam do pracy,
gdzie udzieliło mi się samopoczucie moich podopiecznych-
 czyli tęsknotą za bliskimi, za tym co minęło.
Do tego wszystkiego podczas mycia okien, 
chciałam przyjrzeć się z dala czy nie zostawiłam gdzieś smug i 
oddalając się coraz co bardziej od okna, ciągle na nie spoglądając, 
potknęłam się o ławę w salonie ( o jędzowatej Euro palecie - wspominałam już kiedyś).
W skutek czego spadłam na nią, na plecy, nabawiając się boleści kręgosłupa i obolałej posiniaczonej nogi.
To nie wszystko , dzień przed Wigilią podczas nocnego gotowania ,
zaatakował mnie goździk z grzanego wina.
Tak postanowił wpaść mi do tchawicy o mało co nie powodując uduszenia...
Ha, a więc Mąż lepił pierogi ,a ja ,
no cóż próbowałam przez pół godziny, krztusząc się i kaszląc
 wydalić owego winowajcę.
Potem stroiłam choinkę i tak ją upiększając przypomniałam sobie, że
w zeszłym roku popsuły mi się jedne lampki choinkowe, 
chyba sklerozą też się zaraziłam w mojej pracy..
Ale wiecie co, podczas zawieszania tych ozdób  i 
 uronienia paru łez 
(głównie z wyczerpania i głodu - bo od jakiś paru tygodni staram się odchudzać)
, nagle zostałam oświecona.

"Jezus malusieńki leży wśród stajenki
Płacze z zimna nie dała mu matula sukienki. (...)
Bo uboga była, rąbek z głowy zdjęła,
w który Dziecię owinąwszy, siankiem Je okryła. (...)
Nie ma kolebeczki, ani poduszeczki, 
We żłobie Mu położyła siana pod główeczki. (...)
Dziecina się kwili, Matuleńka lili 
w nóżki zimno, żłobek twardy, stajenka się chyli (...)"

Tak jak i narodziny Jezusa, moje wzmagania przedświąteczne, też nie są łatwe,
łzy są właściwe, moja stajenka, czyli dom też się chyli ale to nic nie zmienia.
Najważniejsze jest to, że jesteśmy razem, 
że wierzymy i chcemy uczcić ten wyjątkowy dzień, 
w którym naradza się Jezus- nasz Zbawiciel.

Moje złe fatum niestety, nie minęło na Święta , 
ale się nie poddałam i dałam z całego serca swoim bliskim ,
więcej siebie, więcej miłości, więcej zrozumienia i mam nadzieje, że także więcej radości ..

A oto parę migawek z naszego Świątecznego m2

























Teraz mam nadzieje, że zrozumieliście moją nie obecność i wybaczycie mi, 
że o tej porze- tak oryginalnie i na opak, złożę Wam życzenia Boże narodzeni-owe:

Aby Gwiazdka Pokoju drogę zawsze wskazywała,
zapomnijmy o uprzedzeniach, otwórzmy pudła słodkich marzeń.
Niechaj Aniołki z Panem Bogiem jak trzej Królowie z darami swoimi, 
staną cicho za Waszym progiem, 
by uczynić możliwym to co dotąd tylko w marzeniach sennych było.
Ciepłem otulmy naszych bliskich i uśmiechajmy się do siebie,
szczerze, zdecydowanie częściej .
Niech Świąt Magia zjedna wszystkich ,
z domów Waszych czyniąc  Niebo,
 na każdy nowy dzień, nie tylko na Święta.

Teraz czas na postanowienia nowo roczne, parę już mam takie na przyszłą gwiazdkę,
nie odkładać wszystkiego na ostatnią chwilę i nie stresować się tak porządkami przedświątecznymi ...


Z pozdrowieniami C.aro

wtorek, 15 grudnia 2015

Śpiewająca dusza i jej sanki...




Moja dusza na co dzień śpiewa, huczy,
czasem krzyczy, rwie się i do tańca rusza.
A co tam, że nie do taktu, że fałszuje,
że kroki się mylą.
Niedoskonała?
A cóż z tego.
Wszyscy jesteśmy niedoskonali,
perfekcja jest nudna.
Moja dusza nie potrzebuje demakijażu, 
jej jest z tym dobrze i
może z czasem wśród tego hałasu zrodzi  prawdziwą perełkę.

Moja dusza, jest jeszcze dzieckiem, 
takim co wygląda za okna z niecierpliwością 
poszukując na niebie pierwszych płatków śniegu,
nucąc przy tym świąteczne piosenki:

 "Całe święta będę tylko Twoją muzą, 
Będę Twym aniołkiem z uśmiechniętą buzią,
Będę Twoją gwiazdką, będę Twoją muzą..."

A wiecie co by zrobiła, gdyby rano zobaczyła za oknem śnieg?

Wzięła by sanki, tak, sanki...
I pobiegła by w podskokach zjeżdżać z najbliższej górki.
Robić aniołki na śniegu i tańczyć tak jak tańczą na wietrze śnieżynki.

Taka jest moja dusza, szalona, ciekawska i nie dająca się uchwycić w żadne ramy.
Dlatego tak bardzo ucieszyłam się, gdy podczas jednej z wystawek znalazłam stare podniszczone sanki.
Od razu miałam na nie pomysł, taki by pomimo braku śniegu moja dusza,
mogła cieszyć się ich widokiem, przywołującym miłe wspomnienia z dzieciństwa. 

Ja należałam do tych dzieciaków co nigdy nie potrafiły skręcać na sankach i 
wpadały na każdą przeszkodę jeszcze śmiejąc się przy tym do rozpuku.
To są te wspomnienia , gdy mama ubierała tak grubo, że ledwo szło chodzić,
a tata ciągał na sankach takie mumiowe dziecko wraz z jej siostrą po szarych ulicach , 
które przykrył śnieg i zakrył brzydotę wielkich miast i brzydotę innych ludzi.

A więc stare sanki, z których wyrosła już jakaś dorosła dusza,
trafiły do mojego warsztatu.


Nie bez powodu sanki stanęły w towarzystwie warsztatowej kozy,
bowiem ona także odegra tu wielką rolę.
Najpierw jednak sanki wymagały przeszlifowania, a więc szlifowałam i szlifowałam...


Potem popiół który wybrałam rano z kozy,
wsypałam do miseczki.
 Wlałam trochę wody, by uzyskać konsystencję błotka.
O na te błotko moja dusza przyklasnęła.


Błotko rozcierałam, wcierałam za pomocą kartki papieru.
Oprócz sanek pobrudziłam całą podłogę i siebie samą :)

 

Potem z kozy wyciągnęłam kawałek nadpalonego drewna, 
i takim węglem drzewnym porysowałam gdzie nie gdzie, wyschnięte już sanki.


Na to wszystko nakładałam farbę olejno-ftalową białą śnieżkę.
A jak pracowałam i jakie ruchy robiłam pędzlem by uzyskać pożądany efekt?
Zdjęcie poniżej odpowiada na wszystkie pytania :)


Tak, tak, to mój umordowany pędzel:)
Po całej zabawie z malowaniem zostawiłam sanki do przeschnięcia.
Za nim wyschły na dobre, moją skrobaczką do farb,
 zeskrobałam gdzie, nie gdzie farbę i porysowałam powierzchnię.

I o to pożądany efekt końcowy...


I same sanki już w mojej aranżacji...











A co mnie inspirowało?



Pozdrawiam wszystkie te jeszcze małe i te dorosłe dusze 
mieszkające w naszych ciałach.
C.aro