Starcie tytanów...
Ale od początku
Jadę wieczorem z pracy, po plaży rowerem. Fale morskie obmywają koła chlapiąc przy tym na wszystkie strony. Spodnie mam już mokre do kolan, włosy rozwiewają się na wietrze, który niesie z sobą cząsteczki morza, pozostawiając słony posmak na moich uśmiechniętych ustach. Komary tną nie miłosiernie, ale jest tak pięknie, tak bardzo chce się ŻYĆ. Czy może być lepiej?
Może...
Obok mnie jedzie mój Mąż, w jego oczach błyszczy radość i pewnie już procenty z szampana, który pijemy z butelki podając sobie z ręki do ręki. Butelka jest owinięta w biały papier do nie poznaki.
Życie i młodość są jedne...
Po niemieckiej plaży jeszcze jakoś jedziemy, na granicy otwieramy drugiego i schodzimy z rowerów.
To dobrze, tak przepisowo, a prawdę mówiąc nigdy taka podpita nie jechałam rowerem :)
Jadąc myślałam, że za chwilę się przewrócę i skąpię się w morzu, oczywiście ku uciesze mego Lubego...
Idziemy fale teraz obmywają moje stopy, Chillout..Głośno się śmiejemy z tego, że po zmroku boje pływające w morzu wyglądają jak głowy ludzi topiących się. A ja plus mój instynkt opiekunki, równa się ratowanie boi. Dobrze, że obok mnie jest ktoś kto powstrzymuje mnie od chęci rzucenia się w morze ...
Piękna noc, szampany, niesmaczny szaszłyk (ale co można dostać dobrego o 23 w nocy?), później piwa aby oczywiście oszukać zniesmaczone kupki smakowe ;) Gra w nieskończoność na popsutym automacie, w rzuty piłką do kosza- kto jest lepszy? (To już była chyba zapowiedź naszego starcia.) ,oraz leżenie na plaży do 3 w nocy oglądając rozgwieżdżone niebo.
Następnego dnia śniadanie o 14 godzinie i pomysł a może tak się zmierzyć na projekty i ich wykonanie?
Normalni ludzie, skacowani, na jedynym od dawna wolnym dniu leżeli by na kanapie odpoczywając i oglądając telewizor.
Ale nie my...
my do takich nie należymy...
A więc co tam na worki pod oczami, nieokrzesanie i lekki kac.Przy dźwiękach reggae w ruch poszła szlifierka, wyrzynarka, wiertarka, frezerka, kurz, pył i Desperados...
Nie dawno wieczorem byliśmy na skromnej wystawce w Niemczech, można powiedzieć , że wzięła nas z zaskoczenia. Czyli mąż odebrał mnie z pracy samochodem około 22 godziny i wracając do domu zauważyłam wystawione przedmioty na niemieckiej uliczce. Podjeżdżając bliżej zaczęłam krzyczeć z daleka, mamy hoker , mamy hoker. Oczy szperaczki przystosowały się do ciemności i nawet bez latarki udało nam się znaleźć parę skarbów.
"To co słabe my przekuwamy w siłę,
idź po marzenia, bo wciąż ich jest tyle.
Bo ja idę,
ciągle przed siebie,
nigdy nie czekam,
jedne drzwi się zamykają,
a drugie już otwieram.
Zbieram,
szukam,
szperam,
ze snów je wybieram"
Trochę reggae-owych nutek..
Tabu/Marzenia
Tabu/Marzenia
Oczywiście do naszego starcia tytanów każdy wybrał po jednym przedmiocie z owej wystawki.
Co się będziemy ograniczać do małych rzeczy, więc ja wzięłam wózek a mój Mąż hoker.
W tym miejscu trzeba było zrobić małą przerwę...
Ustaliliśmy kolorystykę i materiał dodatkowy-
czyli biel ,odcienie niebieskiego, czarny i deski z rozbiórki starego łóżka oraz naturalny sznurek.
Tam gdzie drwa rąbią tam wióry lecą. Czyli kadry na rozgardiasz w ferworze pracy.
Do czego mojemu Mężowi była potrzebna ta miska to do teraz nie wiem..
Teraz nastąpiła zabawa z farbą, mazanie i wcieranie.
Swoje projekty dokańczaliśmy w chwili wolnej więc trochę nam to zajęła czasu.
Jak tam macie już swój typ??
To na pierwszy ostrzał idzie Pan Mąż, z swoim barowym stołkiem- czyli hokerem.
Nogi stołka są przetarte na biało, z dołu przebija się pierwotna farba.
A więc wyszedł bardzo delikatny błękit.
Siedzisko hokera jest koloru naturalnej sosny również przetartej na biało...
Prawda, że całkiem spora metamorfoza?
A teraz ja z moim stolikiem na kółkach czyli pierwotnym mini barkiem.
Metalowe elementy odświeżyłam na czarno. Rączki zostały na nowo oplecione naturalnym sznurkiem,
a półeczki zostały wykonane z sosnowych deseczek przetartych na biało i w odcieniach błękitu...
To jak który projekt jest najlepszy, czyje ręce okazały się zwinniejsze a głowa pełniejsza pomysłów?
I żeby nie zostawić żadnych niedomówień to- nie jesteśmy alkoholikami, nie złamaliśmy prawa jeżdżąc pijanymi rowerem w Niemczech (dozwolone 0,5 promila we krwi) i proszę nie dawać, wygranej mojemu Mężowi tylko za to, że się rozebrał ;)
Zapraszam do aktywnego komentowania,
z pozdrowieniami Car.o