A więc projekt, który zrealizował moje marzenie z dzieciństwa, aby mieć wielką czarną ścianę do gryzmolenia- kryklania ( to z śląskiego ) i ścierania. Trochę gorzej z tym ścieraniem ale o tym później.
Długo zastanawialiśmy się z mężem o podzieleniu naszego poddaszu ścianką działową, by wygospodarować kącik jadalny i trochę intymności w salonie.Obawialiśmy się, że odbierze to optycznie przestrzeń i nie w komponuje się w styl mieszkania. pomysłów było wiele. Ale w końcu postawiłam na swoim. I o to mam moją prywatną tablicę do zapisywania przemyśleń i uzewnętrzniania swojego ja.
Belki pod zabudowę ścianki znaleźliśmy na śmieciach, wymagały zeszlifowania, wycięcia i pomalowania, ich nie idealność dodała charakteru całemu projektowi. Zabudowa powstała z płyt karton owo- re gipsowych (szt 19 zł za 9 mm płytę, kupiliśmy dwie) i profili aluminiowych kątowych (13 zł za sztukę- użyliśmy trzech) . Wkręty, kołki rozporowe, trochę gładzi szpachlowej, akrylu i GRUNTU.
Rege muzyka do nastrojenia się i oczywiście ulubione wino....
Trochę czasu, spokoju i ścianka gotowa do pomalowania. Od strony stołu, gdzie powstał kącik jadalny została pomalowana na biało.
A od strony salonu farbą tablicową domowej roboty.
O to przepis:
3 łyżki farby czarnej akrylowej do drewna i metalu (około 23 zł puszka 0,5l)
1 łyżka wody
1 łyżka sody oczyszczonej (kilkadziesiąt groszy saszetka)
Zabawiłam się w chemika ,sodę rozdrobniłam z wodą na papkę a potem do tego dodałam 3 łyżki farby.
Wymieszałam dokładnie i zabrałam się natychmiast za malowanie. Farby robiłam trochę i co chwilę dorabiałam gdyż szybko gęstniała.
Nakładałam pierwszą warstwę metodą tampon-ową (tzn. sam czubek gąbki od wałka zamaczałam w farbie a potem odciskałam ją na ścianie.) Metoda bardzo pracochłonna ale inaczej ta farba się mazała i nie szło nią odpowiednio pokryć. Parę godzin później wspólnej pracy z mężem i przesłuchaniu sporej dawki rege oraz wypiciu dwóch butelek wina ściana była gotowa.
Po wyschnięciu trzeba było nałożyć kolejną warstwę ale już normalnie wałeczkiem i następnie kolejną.
Tzn. 3 warstwy aby uzyskać pożądany efekt. Wcześniej wyczytałam ,że nie polecają farby de korala, ale niestety nigdzie w moim mieście nie szło dostać innej, a więc z braku laku wybrałam ją i także nie polecam.
Myślę, że faktycznie bardzo ciężko się ją nakładało i szybko gęstniała (w końcu była szybko schnąca ;) ). Zużyłam 1,5 puszki.
Myślę, że faktycznie bardzo ciężko się ją nakładało i szybko gęstniała (w końcu była szybko schnąca ;) ). Zużyłam 1,5 puszki.
Efekt i tak jest zadowalający , choć pochłonął sporo pracy.
I jeszcze jedno dla wszystkich tych, którzy chcieli by takie cudeńko w swoim domu- przypomnijcie sobie jak było to w szkole. Pod taką starą tablicą było korytko na kredę i gąbkę, a także spadały tam okruszki i pyłek z kredy po pisaniu na tablicy. A żeby ją wytrzeć trzeba było okropnie mokrą gąbką namaczać tablicę.
Więc tym się różni kupna farba tablicowa od samoróbki , że ta pierwsza po wyschnięciu jest gładka a ta druga zostawia fakturę chropawą; co za tym idzie, z samoróbki nie ściera się kredy gąbką lecz namacza się wodą i zmywa. Zostają białe zmazy i nie ma ładu ani czystości :) Ale w tym chaosie jest metoda...
A jak Wam podoba się ten projekt, jakieś rady na przyszłość?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za odwiedziny i poświęcony czas.
Jeśli podoba Ci się to co robimy to bardzo będzie mi miło,
jak pozostawisz po sobie jakiś ślad...