Rozbiegło się pukanie do drzwi...
Pytamy
-Kto tam?
Słyszymy ciche :
- Panna pospolita.
Otwieramy zdziwieni
-Ale jak to , ty tutaj? Przecież...
-Żadne przecież, no już wpuście mnie,
bo zimno i mokro, jeszcze się pobrudzę, albo zniszczę,
, a dopiero co z fabryki wyszłam.
-Ale ty będziesz się u nas źle czuła - oponujemy-
u nas wszystko takie stare, takie inne,
a ty chcesz taka nowa ?
- Sami mnie zaprosiliście, już nie pamiętacie?
-eeee ?
No to wchodź, może coś na ciebie poradzimy...
I tak o to w naszym mieszkanku stanęła IKE-owska
Panna Pospolita.
Zdziwieni zapytacie ,
jak do tego doszło?
Otóż, gdy rozpakowaliśmy paczkę i
skręciliśmy wszystkie części, sami zadaliśmy sobie te pytanie.
Nie wiem, czy to wynik mojego stanu,
w którym jak wiadomo nie wskazane jest nadmierne majsterkowanie;
czy to chęć szybkiego umeblowania (czyt. syndrom wicia gniazda);
czy to chwilowe zaćmienie umysłu;
czy brak ze strony Pana Męża zażartej dyskusji z ciężarówką
(czyt. lepiej się nie narażać szalejącym hormonom );
ale przeglądając katalog IKE-i , pomyślałam sobie-
ta komoda jest niczego sobie ,
tania i wystarczy tylko pomalować a będzie śliczna.
Jednak gdy ujrzałam ją w całej okazałości,
przekonałam się w jakim okropnym byłam błędzie...
Komoda okazała się jakaś taka duża,
niepasująca, za nowa, za pospolita.
A my przecież do pospolitych nie należymy.
No cóż...
samo malowanie nie wystarczy.
Po paru dniach namysłu,
postanowiłam delikatnie omówić tą sprawę z Panem M.
Przedstawiłam mu swój plan i spuściłam głowę,
czekając na :
oszalałaś, przecież ona jest nowa,
to mogliśmy kupić starą, kto niszczy nowe meble?
to mogliśmy kupić starą, kto niszczy nowe meble?
Jednak usłyszałam zupełnie coś innego:
-Super, masz świetny pomysł,
mi też ona się taka nie podoba, ja bym to zrobił tak,
a tu dodał to, a co z uchwytami?
Uradowana przyklasnęłam i zaczęliśmy planować.
Przysięgam , że tym razem nie była to uległość ze strony Pana M. ,
tylko rzeczywista chęć ;)
Cięcia wykonane urządzeniem wielofunkcyjnym Parkside
To do roboty...
Ja udałam się na zasłużony odpoczynek,
bo od samego planowania już się zmęczyłam;
a mój Luby chwycił za kątownik, ołówek i frez.
I tak rozpoczęło się czyste szaleństwo.
Szpachlówka do drewna Konmas, szpachel nakładany był palcem :)
Jeszcze tylko szpachla akrylowa do drewna,
by ukryć dziury po dawnych pospolitych uchwytach i
małe szlifowanie...
Teraz do akcji wkroczyłam ja,
zaczynając od herbatki ...
do tego przyniosłam trochę ziemi z balkonu po lawendzie i
zabrałam się za to co lubię najbardziej-
czyli brudzenie.
Do głosu doszło moje wewnętrzne dziecko i
małej Caro z radości zaiskrzyły się oczka.
Naturalnie zaraz do zabawy dołączył się mały Piotruś (Pan M.),
który z nieukrywanym zachwytem maczał rączki w ziemi.

Zwykła herbata Lipton+ ziemia do lawendy. Gąbką namoczoną w herbacie wystarczy przetrzeć po drewnie a potem, wcierać w te miejsca ziemię.
Dobrze jest robić to nie równomiernie, w jednym miejscu wetrzeć mocniej a w innym mniej. Tak jakby proces starzenia przebiegł naturalnie.
Na tym etapie na chwile się zatrzymajmy,
bo efekt jaki osiągnęliśmy przeszedł nasze oczekiwanie.
Można by było teraz tylko polakierować i komoda była by już śliczna.
A Wy co o tym sądzicie?
Używaliście kiedyś tej metody?
Kolor jaki uzyskaliśmy był brązowy, a to dlatego, że ziemia do lawendy jest mieszanką i ma dużą zawartość torfu . Dzisiaj użyłabym różnych rodzajów
ziemi- by osiągnąć jakby na każdej z powstałych szufladek inny kolor podkładowy.
ziemi- by osiągnąć jakby na każdej z powstałych szufladek inny kolor podkładowy.
Postanowiliśmy jednak dalej szaleć i
zabraliśmy się za pobielanie.
Łącznie lekko , niedbale
wcieraliśmy pędzlem z trzy warstwy farby.
Podczas takiego jednego z wspólnych twórczych wieczorów,
pokazywałam Panu M. jak obsługiwać się pędzlem,
by osiągnąć taki wygląd jaki zamierzałam.
Mój Luby, próbował, próbował i gdy już się wczuł,
i zaczęło mu to wychodzić - połamał pędzel...
A przecież miało być lekko ;)
Po wyschnięciu farby między drugą a trzecią warstwą,
przejechałam gdzie nie gdzie szlifierką i trochę
zmatowiłam niektóre miejsca gąbką ścierną.
Farba olejno- ftalowa nie jest łatwa do pobielania i uzyskania artystycznego efektu, pędzel , który stosuję też nie jest przeznaczony do farb olejnych.
Ale wybór ten nie był bezpodstawny, pędzel nie gubi tak włosia jak inne, a farba daje powłokę odporną na zmywanie i nie trzeba potem lakierować.
Jednak aby osiągnąć taki efekt prace powinny przebiegać powoli, farbę nakłada się lekko , maczając tylko czubek pędzla, robiąc smugi .
W miejscach gdzie farba została nałożona w nadmiarze, albo chcemy uwidocznić bardziej słoje drewna wystarczy wetrzeć farbę bardziej pędzlem.
Szlifować powinno się w niektórych miejscach tak jakby proces odchodzenia farby nastąpił samoczynnie, czyli skupić się trzeba na rogach i kantach.
Wreszcie nadszedł czas na uchwyty,
które trochę nas kosztowały,
po mimo tego, że wyszukaliśmy najtańsze na rynku..
Jak szaleć to szaleć.
Uchwyty również okazały się za nowe ;)
Dlatego potraktowałam je papierem ściernym.
Karteczki do szyldów,
pochodzą z starej zdekompletowanej książki,
a napisy powstały na maszynie do pisania.
Uchwyty muszelkowe z szyldem, zostały zakupione w firmie Instile. Koszt 6,20 zł za sztukę, łącznie za 18 uchwytów zapłaciliśmy 137,40 zł.
By postarzeć również i je, zeszlifowałam w niektórych miejscach fragmenty, papierem ściernym gruboziarnistym. Tak jak w przypadku
szlifowania drewna skupić się trzeba na kantach i rogach, by wyglądało to na naturalny proces wytarcia spowodowany użytkowaniem.
Hasła mają motywować do działania i pracy.
Papier użyty do szyldów, pochodzi z starej zdekompletowanej książki, takie cacka ludzie nie raz , nie potrzebne wyrzucają- a z takich kartek można
stworzyć wiele oryginalnych dekoracji.
Dodawać energii i inspirować...
To jak już mamy wisienki na torcie w postaci uchwytów,
to czas pokazać nasz projekt w całej swojej okazałości...
Komoda stanęła naprzeciwko schodów,
koło kącika jadalnianego.
Tak o to Panna Pospolita,
która zasłużyła już na nowe imię,
wita od progu naszych gości.
Już pierwsi zdążyli ją ocenić,
choć jeszcze do końca nie była gotowa.
I tak o to brat mojego M. głaskał drewno,
otwierał szuflady i oglądał o co tu chodzi :)
Oczywiście w całym projekcie najbardziej zachwycają nas,
osiągnięte szczegóły, ubytki drewna, słoje przetarcia-
to kochamy najbardziej..
W rzeczywistości tam gdzie na zdjęciu stoją deski Pana M. do Skimboardnigu,
jest nowo przerobiony kojec od moich czworonożnych córeczek.
Jednak projekt jeszcze, nie jest gotów do blogowej odsłony.
Ale już niebawem, będzie można go podziwiać...
Po bokach komody, również powstały cięcia
by imitować osobne deski.
I jak to wygląda Waszymi oczami?
Czy nowa Panna robi wrażenie biblioteczki?
Komoda nadal posiada sześć pojemnych szuflad,
które kryją w sobie prawdziwe skarby,
coś, bez czego żyć nie możemy.
W naszym domu może zabraknąć masła w lodówce,
ale tego nie...
No właśnie ktoś wie co to?
Tak , to nasze farby, pędzle,
narzędzia, kawałki drewienka z odzysku.
Wszystko co nam jest niezbędne, wszystko co powinno w
twórczym domu być pod ręką...
To jest nasze minimum potrzebne do pracy nad nowymi projektami.
Reszta czeka sobie grzecznie w warsztatowym garażu :)
W tym miejscu zawsze jest bardzo jasno,
słoneczko wpada przez okno niemal cały dzień,
aż chce się pracować nad nowymi projektami DIY.
I nie tylko...
Na stole już czeka nowy projekt, którym między innymi
zajmuje się mój prywatny Majster- Pan Mąż :)
I na koniec jeszcze reggae-owa nutka,
dla tych wszystkich, którzy są tak jak my
nadal dziećmi, choć już dużymi ;)
"Dziecko we mnie mówi mi,
nie każ mi stąd iść,
może pobawimy się jeszcze chwilę? "
Chonabibe "Duże Dzieci"
Z niecierpliwością czekamy na Wasze komentarze,
koniecznie napiszcie jak podoba Wam się metamorfoza?
Czy postarzaliście kiedyś jakiś mebel i jaką metodę wybraliście?
A może macie pomysł na nowe imię dla niegdyś Panny Pospolitej?
Pozdrawiamy serdecznie i
odmeldowujemy się by dalej tworzyć :)
Miłego C.aro + mały Tadzik z brzuszka.